Podróż w 1854 rok

Musicie uczyć swoje dzieci, że ziemia pod waszymi stopami jest prochem naszych praojców. Aby szanowały kraj, opowiadajcie im, iż ziemia ta jest przebogata w różne pokrewne nam żywe istoty. Uczcie wasze dzieci tego, czego my uczymy nasze: ziemia jest naszą matką. Co spotyka ziemię, spotyka także synów tej ziemi. Jeżeli ludzie plują na ziemię, opluwają samych siebie.
Jedno wiemy. Ziemia nie jest własnością człowieka, to człowiek należy do ziemi – to wiemy. Wszystko jest ze sobą złączone jak krew, która wiąże jedną rodzinę. Wszystko jest złączone. Co się przydarza ziemi, przydarzy się także synom tej ziemi. To nie człowiek przędzie tkaninę życia, on jest w niej tylko małą nitką. Cokolwiek uczyni tkaninie, uczyni samemu sobie.
Przemyślimy jednak waszą propozycję kupna naszego kraju i zamieszkania w rezerwacie. Będziemy żyli na uboczu i w spokoju. Nieważne, gdzie spędzimy resztę naszych dni. Nasze dzieci widziały swoich ojców upokorzonych i zwyciężonych. Nasi wojownicy zostali zhańbieni. Pokonani spędzają czas bezczynnie, zatruwając swe ciała słodkim jadłem i mocnym trunkiem. Nieważne, gdzie spędzimy resztę dni naszych. Nie zostało ich zresztą zbyt wiele. Jeszcze parę godzin, parę zim – a z wielkich plemion, które niegdyś zamieszkiwały ten kraj albo włóczą się teraz w małych grupkach po lasach, nie pozostanie ani jedno dziecko, które by opłakiwało groby narodu, który kiedyś był tak potężny i tak pełen nadziei, jak wasz dzisiaj.
Ale dlaczego mam opłakiwać upadek mojego narodu? Narody składają się z ludzi, nie z czego innego. A ludzie przychodzą i odchodzą-jak fale na morzu. Nawet sam Biały Człowiek, którego Bóg z nim wędruje i rozmawia jak przyjaciel z przyjacielem, nie uniknie tego wspólnego przeznaczenia. Być może jesteśmy jednak braćmi. Zobaczymy I Jedno jednak wiemy – a co Biały Człowiek odkryje może dopiero pewnego jutra – nasz Bóg jest tym samym Bogiem. Może myślicie, że go posiadacie na własność – jak dążycie do posiadania naszego kraju – ale tego nie jesteście w stanie uczynić. On jest Bogiem ludzi – i to w takiej samej mierze Czerwonych jak i Białych. Ten kraj jest Mu bardzo drogi – i zranić tę ziemię znaczy zbezcześcić jej Stwórcę. Także Biali przeminą, może jeszcze szybciej niż wszystkie inne plemiona.
Ale wy będziecie świecić w swoim upadku – zapaleni mocą Boga, który was wprowadził do tego kraju i dał wam panowanie nad tą ziemią i Czerwonym Człowiekiem. To przeznaczenie jest dla nas zagadką, ponieważ nie rozumiemy wybicia wszystkich bawołów, oswojenia wszystkich dzikich koni, zamienienia przytulnych zakątków w zaludnione, smrodliwe i duszne, ani ośmieszenia przez mówiące druty widoku dostojnych wzgórz.
Gdzie ostał się gąszcz? Zniknął. Gdzie jest orzeł? Zniknął. Cóż oznacza pożegnanie się z rączym koniem? Oznacza koniec życia i początek wegetacji.
Przemyślimy waszą propozycję. Jeżeli ją przyjmiemy, to tylko dlatego, aby zabezpieczyć obiecany przez was rezerwat. Być może będziemy tam mogli przeżyć nasze krótkie dni na swój sposób. Kiedy wycofa się z tej ziemi ostatni Czerwony Człowiek i jego pamięć będzie tylko cieniem chmury ponad preriami, to i tak duch moich ojców będzie wciąż żywy: w tych lasach i nad tymi brzegami. Bo oni kochali tę ziemię jak nowo narodzony kocha puls serca swojej matki.
Jeżeli sprzedamy wam nasz kraj, kochajcie go, jak myśmy go kochali, troszcząc się o niego, jak myśmy się troszczyli, zachowajcie wspomnienie takiego kraju, jakim go otrzymujecie. I ze wszystkich sił, z całego serca i ducha zachowajcie go dla swoich dzieci i kochajcie go jak Bóg nas wszystkich kocha.
Bowiem jedno wiemy: nasz Bóg jest tym samym Bogiem. Ta ziemia jest mu święta. Nawet Biały nie może uniknąć wspólnego przeznaczenia. Możemy być braćmi. Zobaczymy.

(tekst z Thinking Like a Mountain, na podst. tłumaczenia Kazimierza Wójtowicza z wersji zamieszczonej w „Tygodniku Powszechnym” z 1979 r.)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Zachowane. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.